free templates joomla

Władymir Kliczko rozwiał marzenia Mariusza Wacha!

Kliczko vs WachBokserski mistrz organizacji (WBA,IBF,WBO,IBO) w wadze ciężkiej Władimir Kliczko (59-3, 51 KOs) nie dał żadnych szans polskiemu pretendentowi, którym był 32 letni Mariusz Wach (27-1, 15 KOs) z Krakowa. Na O2 World Arena w Hamburgu w Niemczech. 36 letni “Dr. Steelhammer” wypunktował zdecydowanie Polaka 120-107, 120-107, 119-109. W zasadzie cały świat wiedział, że "Wach nie ma szans", ale fani w Polsce wierzyli, że walka życia dla naszego fightera spowoduje niesamowitą motywację i w przeddzień narodowego święta uda mu się rzecz niebywała.


Niestety, ta historia nie będzie miała happy endu, choć Wach obijany uderzeniami Ukraińca cudem przetrwał wiele rund, których inni wyżej klasyfikowani bokserzy nie przetrwali w ponad 50 pojedynkach z Ukraińcem. To chyba największy sukces polskiego boksera, który pokazał ogromne serce do walki i do końca walki parł jak czołg do przodu. Wielu upatrywało szanse w lepszych warunkach fizycznych naszego fightera i faktu, że Kliczce, bodajże pierwszy raz w życiu przyjdzie bić się z wyższym rywalem. Dal Polaka miało to być spełnienie "snu Kopciuszka" w przypadku pokonania wielkiej gwiazdy boksu.

Mierzący 203 cm Polak wierzył, że może jedną akcją przesądzić losy walki, ale warsztatowo wyglądało to kiepsko. Przede wszystkim brakowało szybkości, która była kluczowa w tym pojedynku. To cecha, którą jest najciężej wytrenować a wiadomo, iż Wach nie jest demonem szybkości. W Hamburgu to Kliczko był "szybki jak wiatr" i szalał jak "pożar po alianckich nalotach", by użyć górnolotnych porównań. Doskakiwał, uderzał seriami i tańczył swobodnie po całym ringu. Momentami wyglądał prawie jak Muhammad Ali przy Joe Frezierze czy Kenie Nortonie. Prawie jednak czyni wielką różnicę i to w obu wypadkach. Wracając do pojedynku. Polakowi nie udawało się skrócić pola walki i pozwalał poruszać się rywalowi po ringu. Dwójkowe akcje: lewy-prawy bite w kierunku głowy rywala, były zbyt ubogą bronią na Ukraińca, tym bardziej, że Wach nie nadążał nogami za nim. O brakach w wszechstronności uderzeń czy zmianach płaszczyzn bitych ciosów nawet nie ma co mówić, bo nie tylko Mariusz Wach ma tu braki, ale i Kliczko. Obaj prezentują europejską szkołę boksu, która bardziej naraża na uderzenia głowę, pomijając często boksowanie ciosami na dół czy w półdystansie. Obaj preferowali wymiany ciosów prostych a Mariusz zapominał, że od czasów wynalazku "polskiego lewego prostego", świat odkrył boksowanie oboma rękami i to w różnych płaszczyznach i konfiguracjach. Nie uderzając Kliczkę na tułów trudno myśleć o zmęczeniu go. Przy takim stresie i ciśnieniu, z reguły wychodzą nawyki i niestety tak było i tym razem.

Dwa momenty w tej walce pozostaną w pamięci fanów. Szansa jaką miał obijany Polak w piątym starciu, gdy trafił tuż przed gongiem i rzucił się do ofensywy i ósma runda, gdy był bliski porażki po bombardowaniu ciosami Kliczki. Potem to Polak nacierał a Kliczko go punktował, nie będąc za mocno zagrożony. Werdykt chyba nie zaskoczył nikogo, bo Polak był na straconej pozycji.


Po walce na konferencji prasowej Kliczko chwalił naszego zawodnika za odporność na ciosy a Wach podkreślił, że walka nie toczyła się tak jak chciał i rozegrałby ją zupełnie inaczej, gdyby miał to powtórzyć. No cóż, o to będzie już raczej trudno. Mariusz jest bardzo ambitnym zawodnikiem i warto podkreślić to nie tylko w przypadku tego co działo się w Hamburgu. Jako tzw. "trenujący redaktorzy", przez ponad rok w latach 2009/2010 mieliśmy okazję wspólnie z Mariuszem trenować w jednej sali na warszawskim Bródnie i czasem nawet razem tarczować. Dodajmy w tej samej sali "Flex Gymu", w której wcześniej był z nami Tomek Adamek w 2005 i 2006 roku, o ile przyjeżdżał na zgrupowania robione przez Andrzeja Gmitruka. Znamienne jest to, że obaj mieli okazję walczyć z braćmi Kliczko, z których Władymir, także trenował w warszawskiej "Gwardii" i dorabiał sobie boksując kilka razy w polskiej nieistniejącej już Lidze Boksu. Także jej brak powoduje, to że klasowych bokserów wagi ciężkiej mamy tylko dwóch: Tomka Adamka i Mariusza Wacha. Reszta to tylko "medialne wynalazki" bez większych perspektyw.

Wielu fanów nie wie, ile razy Mariusz musiał zmagać się z kontuzjami dłoni, będąc blisko myśli o zakończeniu kariery. To, że nie zakończył jej wówczas to cud, upór i ambicja polskiego "Wikinga" i za to warto mu podziękować, bo do tej pory tylko on, Tomasz Adamek, Albert Sosnowski i Andrzej Gołota dostępowali zaszczytu walki z największymi współczesnymi mistrzami boksu i bardzo możliwe, że szybko nie uda się to nikomu ponownie. Warto czasem docenić choćby samą szansę jaką dostaje polski bokser a nie tylko smucić się przegraną. Walka to walka i tego wieczora, znów lepszy od rywali był Kliczko, tym razem Władymir a Mariuszowi trzeba podziękować, za ambicję, odporność i hart ducha, oraz wielkie emocje.