free templates joomla

FEN 10 Gold Edition: podsumowanie gali!

fot. FEN / Paweł Najmowicz W ostatnią sobotę, 9 stycznia 2016 roku w hali RCS w Lubinie odbyła się gala Fight Exclusive Night 10: Gold Edition. Było to pierwsze znaczące wydarzenia na polskiej scenie sportów walki w MMA i Kickboxingu w niedawno rozpoczętym nowym roku kalendarzowym. I trzeba przyznać, że otwarcie wypadło naprawdę okazale.

Emocje na tej gali rozpoczęły się już od samego startu, a więc walk undercardowych.

Na otwarcie zaprezentował się faworyt lubińskiej publiczności, Paweł Kordylewicz. W derbach Dolnego Śląska mierzył się z Mateuszem Głąbem z Wrocławia. Od początku inicjatywę przejął debiutujący w zawodowym MMA Głąb, celnie i mocny trafiający oponenta w stójce. Jego akcje skutkowały kilkukrotnymi wizytami Kordylewicz na deskach. Lubinianin swoich szans upatrywał w próbach dźwigni na nogę, lecz nie przyniosły one żadnego skutku. Potężnie poobijany Kordylewicz został poddany trójkątem nogami, a wywodzący się z Taekwondo Głąb w dobrym stylu zapukał do grona zawodowców.

Zobacz także:
FEN 10 ''Gold Edition'': wyniki na żywo!

Jednostronny przebieg miał również drugi bój z karty wstępnej. W K-1 przed czasem triumfował Bartosz Muszyński z pobliskich Polkowic. W drugiej rundzie skończył Janu Malkriado Cruza. Mieszkający od lat w Polsce Portugalczyk nie miał wiele do powiedzenia w tym starciu i zanotował swoją już trzecią porażkę w organizacji FEN. Był liczony już w pierwszej rundzie a potem tylko klinczował. Muszyński łącznie, aż trzy razy doprowadzał do jego liczenia i nie po raz pierwszy udowodnił, iż Lubin to dla niego szczęśliwe miejsce. Kariera Cruza za to znalazła się na mocnym zakręcie i szkoda tego widowiskowego zawodnika. Mimo pomocy trenera Tomasza Skrzypka, widać, że ten zawodnik stracił serce do walki a to podstawowa sprawa w walkach.

fot. FEN / Paweł Najmowicz   fot. FEN / Paweł Najmowicz

Główna karta zaczęła się od walki MMA między Pawłem Hadasiem a Aleksandrem Rychlikiem w wadze średniej. Po pierwszej dość szarpanej rundzie, w której brakowało nieco płynności, w kolejnej trenujący w Gracie Barra Chorzów Hadaś założył rywalowi duszenie trójkątne rękoma i Rychlik musiał poddać walkę. Pojedynek pokazał, że zawodnik ze Śląska jest bardzo mocny i skuteczny. jest też dobrą inwestycją na najbliższą przyszlość.

fot. FEN / Paweł Najmowicz

Następnie w znakomitym stylu do gry powrócił Jacek Kreft. Utalentowany fighter kategorii lekkiej MMA po ostatnich porażkach zrehabilitował się na gali w Lubinie. Zdominował bowiem w pełni krótki pojedynek z Adamem Golonkiewiczem, najpierw zdobywając jego plecy, a następnie pieczętując swoje zwycięstwo skuteczną balachą. Zawodnikowi Mad Dogs Gdynia ta wygrana była potrzebna niczym powietrze, zwłaszcza pod kątem psychicznym. Jeśli ustabilizuje formę na poziomie, jaki mogliśmy podziwiać w sobotę, będzie groźny dla każdego lekkiego w tym kraju. Golonkiewicz z kolei nie był sobą w tym pojedynku i na pewno coś nie zagrało w przygotowaniach, bo Adam z gali FEN 9 i Adam z FEN 10 to dwaj różni zawodnicy.

fot. FEN / Paweł Najmowicz

Potem przyszła pora na dwie konfrontacje w formule K-1. Patrycja Krawczyk mierząc się z Moniką Porażyńską zapisała się w annałach federacji FEN. Została mianowicie pierwszą kobietą, która triumfowała przed czasem, co zresztą odważnie zapowiadała. Najwidoczniej pomogła jej w tym przeprowadzka do Wrocławia i tamtejszego Gym Fight, gdzie pracuje pod okiem Rafała ''Waleczne Serce'' Petertila. Krawczyk agresywnie ruszyła na przeciwniczkę, doprowadziła do liczenia Porażyńskiej i poszła za ciosem. Co prawda nie wykończyła jej przed przerwą, lecz zdominowana Porażyńska nie była w stanie wyjść do rundy drugiej. Krawczyk jako pierwsza wygrała walkę kobiet przed czasem na wszystkich galach FEN.

fot. FEN / Paweł Najmowicz

Pojedynek na zasadach K-1 mistrza Europy Wako-Pro Wojciecha Wierzbickiego ze Zgorzelca i niezwykle doświadczonego weterana Łukasza Rambalskiego z Bydgoszczy był kapitalnym widowiskiem. Obfitował w wymiany ciosów i kopnięć. W tym ostatnim elemencie mocniej prezentował się Rambalski, który zadawał silne niskie kopnięcia poprzedzone kombinacjami bokserskimi. W tych z kolei celował Wierzbicki, którego brat jest znakomitym bokserem robiącym karierę w USA i Kanadzie. To zobowiązuje i zawodnik ze Zgorzelca boksował z pełnym przeglądem. Jak widać, obaj Wierzbiccy mają talent do boksu a boks pomógł w tej walce wydatnie jednemu z nich. Walka trzymała w napięciu do ostatniego momentu. Werdykt w tym momencie był w rękach sędziów i to oni stanęli przed trudnym zadaniem. Ostatecznie wytypowano 2-1 dla Wierzbickiego i Rambalski był wściekły jeszcze długo po gali. Naprawdę trudno mieć tu pretensje do sędziów, bo to kwestia czasem drobnych preferencji warsztatowych a i Wierzbicki zdaniem wielu winien był odnieść wygraną 3-0. Tu naprawdę trudno znaleźć tzw. "złoty środek".

fot. FEN / Paweł Najmowicz

Kolejna walka, tym razem już w MMA w limicie wagowym 77 kg, to spektakl jednego aktora. Mindaugas Verzbickas to niebywale skromny, cichy i małomówny człowiek. Przemawia za to w bardzo zdecydowany sposób w ringu, gdy może zaprezentować swoje nieprzeciętne możliwości. Litwin urządził sobie istną pokazówkę parterową w rywalizacji z Pawłem Kiełkiem, który miał nadzieję odbudować się po pierwszej porażce w karierze. Stało się jednak zupełnie inaczej, a młody przedstawiciel Berkut Arrachion Olsztyn został stłamszony przez Verzbickasa z iście kamienną twarzą. Duszenie zapewniło Litwinowi drugą już wygraną dla FEN i z pewnością spośród zagranicznych postaci, walczących w jej szeregach, jest najsilniejszym punktem. Przed Kiełkiem zaś być może żmudny proces odbudowania się. Wcześniej przytoczony przykład Jacka Krefta może posłużyć dla niego jako właściwy wzór.

fot. FEN / Paweł Najmowicz

Międzynarodowe starcie francusko - polskie Davy Gallona i Rafała Błachuty było bardzo oczekiwane. Obaj są dojrzałymi zawodnikami MMA i mają swoje atuty. Gallon w ubiegłym roku pokazał się już w Polsce pokonując Mariusza Radziszewskiego. Teraz stawał przed równie trudnym zadaniem i dodatkowo bardzo zmotywowanym Błachutą, który w pamięci miał jeszcze porażkę z Michałem Michalskim na FEN 9 we Wrocławiu. Pojedynek rozegrał się na pełnym dystansie, ale to Francuz dominował niemal przez większą część czasu walki. Kontrolę uzyskiwał głównie w parterze i utrzymywał pozycję z góry. Dla Polaka był to trudny rywal. Nie pozwalał wykonać żadnej akcji a w stójce pokazywał dobre wyszkolenie i nie dał sobie zrobić krzywdy. Decyzja była oczywista w tej sytuacji i to Gallon został zwycięzcą pojedynku, który okupił siniakami pod okiem.

fot. FEN / Paweł Najmowicz

Marcin Zontek mógł z pewnymi obawami przystępować do swojej czwartej już konfrontacji dla Fight Exclusive Night. Po dwukrotnej zmianie rywala, ostatecznie dla popularnego ''Zontiego'' przydzielono Arunasa Viliusa z Litwy. Bój, który rozgrywał się w MMA w umownej kategorii do 100 kg nie rozpoczął się najlepiej dla fightera, który zawsze może liczyć na ogłuszający doping wiernych fanów. Musiał bowiem odpierać ataki przybysza z Litwy, uderzającego z góry w parterze. Zontek jednak powstał i rozpoczął swoje natarcie. Jego uderzenia dochodziły celu, zepchnął Viliusa do narożnika, gdzie po mocnym rzucie oponent skulił się i otrzymywał w tej pozycji ciosy. Choć wyglądało na to, że Vilius za chwilę powróci na nogi, to jednak sędzia postanowił przerwać walkę, ogłaszając sukces Zontka. Nie było to potrzebne, bo Zontek wygrałby tak czy tak tę walkę i sędzia nie musiał mu pomagać. Trenujący aktualnie w Kamiennej Górze wciąż czynny strażak odniósł w takich okolicznościach czwartą wygraną w FEN i jeśli ktoś ma otrzymać starcie o pas w wadze półciężkiej, to właśnie on.

fot. FEN / Paweł Najmowicz

Na deser widzowie w hali RCS otrzymali najlepszą walkę całej gali. Największa gwiazda kickboxerskiej części organizacji FEN, a więc Paweł Biszczak zamiast z pierwotnie awizowanym Chrisem Bayą, skonfrontował się z Anatoli'm Hunanyanem. "Tolya" jest znacznie lepszym zawodnikiem niż Baya, ale o tym wiedziało niewielu. Pochodzi z Armenii, co zresztą dumnie podkreślał wychodząc do ringu z flagą tego kraju, ale sportów walki nauczył się już w Czechach, pod okiem znakomitego Petra Machacka. Hunanyan pokazał dobitnie w ringu, iż czeska szkoła Kickboxingu i Muay Thai zalicza się do tych absolutnie czołowych choć brakuje jej takiej promocji jaką ma holenderska szkoła. Gorąco wspierany przez publiczność Biszczak od startu natrafił na zdecydowany opór i pierwsza runda pokazała, że będzie to ciężka przeprawa. O ile pierwsza runda była jeszcze w miarę wyrównana z lekkim wskazaniem na zawodnika z za granicy, to druga już niestety poszła gorzej.

fot. FEN / Paweł Najmowicz

Zawodnik z pobliskiej Legnicy w drugiej rundzie był jedynie tłem dla bardzo mocnego Hunanyana a dwa kolana trafiły w szczękę Polaka. Ormianin konsekwentnie punktował Biszczaka, którego akcje z kolei często jedynie przeszywały powietrze. Walczący z wyczuciem Hunanyan wyraźnie wygrał drugą rundę. Trzecim starciem rządził zaś chaos. Dla Biszczaka, który musiał pokazać zdecydowanie więcej podczas końcowych trzech minut, czas płynął wyjątkowo szybko. Mając widoczne kłopoty z wymierzeniem dystansu były karateka atakował w zasadzie czym popadnie: uderzeniami, kopnięciami, backfistami, akcjami z wyskoku. Biszczak był w decydującej rundzie stroną aktywniejszą i w końcowych sekundach potrafił zepchnąć Hunanyana do defensywy. Po niejednogłośnym werdykcie sędziów na punkty zwyciężył Paweł Biszczek, wciąż niepokonany podczas swojej trwającej już pełen rok przygody z federacją FEN.

Tym niemniej już po samym pojedynku rozpoczęła się gorąca polemika odnośnie słuszności tego orzeczenia sędziowskiego. W opinii wielu obserwatorów fighterem, który powinien zostać zwycięzcą był Hunanyan, zwłaszcza patrząc przez pryzmat znakomitej drugiej rundy. Jeśli już szukać rozwiązania, które w bliższym prawdzie świetle ukazałoby wynik tej rywalizacji, takowym mógłby stać się remis i rewanż. Wówczas bowiem wskazana wręcz i bardzo łatwa do promocji byłaby walka rewanżowa. Jak dowiedzieliśmy się od źródła wobec zdaniem czeskiego obozu niesłusznej porażki nie przewiduje on kolejnej konfrontacji z Biszczakiem, co byłoby wbrew filozofii Petra Machacka i jego zawodnika. Hunanyan, choć na kartach punktowych przegrał, na pewno zdobył sobie w Polsce właśnie grono nowych sympatyków swojego talentu, a jego kolejne występy dla FEN wydają się być nieuniknione. Biszczak zaś prawdopodobnie już wkrótce stanie przed szansą zdobycia tytułu mistrzowskiego organizacji w wadze do 77 kg i będzie musiał wygrać przekonująco. Potrafi to robić, bo udowadniał to niejeden raz a ciężka walka z Hunanyanem niech będzie dzwonkiem alarmowym.

Według pierwszych komunikatów, w porównaniu do ubiegłorocznego wydarzenia Fight Exclusive Night w Lubinie, sprzedano zbliżoną liczbę biletów, a może nawet wynik z 2015 roku został nieznacznie poprawiony. Poziom sportowy mógł na pewno zadowolić kibiców MMA i formuły K-1. Jubileuszowa, dziesiąta gala FEN pokazała, że w tej organizacji rywalizują nie tylko czołowi polscy wojownicy, ale i europejscy. Na zawodników pokroju Verzbickasa, Gallona i Hunanyana naprawdę warto stawiać, bo dodają sporo kolorytu do zdominowanego przez krajową obsadę rosteru. W wielu przypadkach kibice przybywali do hali RCS dla swoich faworytów z różnych miejsce na mapie Polski, co utworzyło interesującą i głośną mozaikę na widowni. Warto wspomnieć także o efektownym rozpoczęciu gali. Jednym z jego elementów było bardzo klimatyczne wykonanie na skrzypcach popularnego motywu muzycznego ''Duel of the Fates'', pochodzącego z pierwszej części ''Gwiezdnych wojen''.

Gala FEN 10: Gold Edition przeszła już do historii. Pomijając może końcowy, dyskusyjny werdykt sędziów, niewątpliwie zapisze się ona pozytywnie w pamięci wszystkich tych, którzy z przychylnością spoglądają w kierunku organizacji, zarządzanej przez duet Paweł Jóźwiak - Rafał Sawicki. Teraz FEN obiera kierunek na warszawski Torwar przy okazji swojego jedenastego eventu. Zapraszamy już teraz na niego w dniu 19 marca 2016 roku!