free templates joomla

Steven Seagal ze "spontaniczną" wizytą u Aleksandra Łukaszenki na Białorusi

Łukaszenko, Steven Seagal64-letni amerykański aktor kina akcji i mistrz sztuk walki Steven Seagal nie przestaje zadziwiać wszystkich nielicznych pamiętających jeszcze jego przeszłe czasy świetności. Dziś powoli zapominany i coraz mniej zarabiający, stara się (a raczej starzeje) kontestować wcześnie wypracowany dorobek. Po tym jak próbował zaczepić się na krótko u prezydenta Rosji Władymira Putina, wykorzystany i odrzucony, zjawił się na dworze "batki" Aleksandra Łukaszenki, który także rozpaczliwie potrzebuje zainteresowania i poklasku w obliczu padającej na pysk, gospodarki Białorusi.

Obaj polityczni kuglarze i mistrzowie propagandy skłonni byli i są jeszcze, wykorzystać mit filmowego Nico do swoich celów. Klasyk gatunku Włodzimierz Ilicz Lenin nazywał takich "pożytecznymi idiotami". Niestety legendarny aktor od dawna zalicza się do owego grona a jago "parcie na szkło" rośnie wraz ze spadkiem popularności. Putin i Łukaszenka wiedzą jak to wykorzystać.

Czasy się zmieniły ale metody i cele nie. Co prawda Stevenowi Seagalowi daleko intelektualnie do takich postaci jak noblista i radziecki agent Jean Paul Satre, ale sława ma zawsze swoją cenę i za parę dolarów zawsze można dać twarz (i nie tylko) do wykorzystania temu czy owemu kacykowi z Europy Wschodniej. Tak właśnie robi Seagal, który nawet przypomniał sobie o swoich żydowskich korzeniach umiejscowionych w jednym z białoruskich "sztetli". Według oficjalnej propagandy są to korzenie "białoruskie", jakby było czego się wstydzić. Wszak malarz Marc Chagall czy Menachem Wolfowitz Begin, późniejszy premier Izraela też byli "Białorusinami". I to zapewne "czystej krwi". To jednak odrębna historia.

Jak poinformował wojujący z reżimem Łukaszenki portal Bielsat.eu: "o nieformalnym spotkaniu Aleksandra Łukaszenki ze Stvenem Seagalem poinformowała rzeczniczka prezydenta Natalia Ejsmant. Aktor przyleciał do Mińska w związku ze swoją współpracą z białoruską firmą Wargaming, znaną m.in. z komputerowej gry online World of Tanks. Przy okazji odwiedził szefa państwa. Aleksander Łukaszenka pokazał Stevenowi Seagalowi buraki, kapustę i marchewkę. Ta ostatnia spodobała się aktorowi tak, że zjadł ją prosto z grządki, ledwo co oskrobaną przez gościnnego gospodarza. Legendarny Nico nie wzgardził też słoniną" - ot po prostu raj na ziemi i to dzięki prezydentowi cieszącemu się minimum 90% poparcia ludności Białorusi. Poparcie czasem wynosi i 110% lub 200% - zależnie od tego, którą nogą wstanie prezydent.

By było weselej Biełsat.eu pisze: "Jak twierdzi państwowa agencja informacyjna BiełTA, spotkanie z Aleksandrem Łukaszenką było spontaniczne i bardzo pouczające dla gościa, któremu zademonstrowano główne uprawy, na których opiera się każde białoruskie gospodarstwo rolne. Aktor z zainteresowanie nie tylko oglądał buraki, kapustę i marchew, ale tę ostatnią – wykopaną z grządki przez gospodarza – na miejscu skonsumował". Co by nie napisano - naszym zdaniem Steven w szczególności musiał przyglądać się burakom - bardzo przypominały mu własny obraz i obraz prezydenta Białorusi. Ten niestety nie kocha sztuk walki a hokej. Putin zaś kocha jedno i drugie a obaj (Łukaszenko i Putin) kochają takich "pożytecznych idiotów" jak Seagal. Ci zaś kochają pieniądze i tak wspólny interes łączy ich ze sobą. Tak czy tak smutna konstatacja jest taka, iż nawet mistrz sztuk walki potrafi się zeszmacić.