free templates joomla

Conor McGregor pokonany ale nie złamany

Conor McGregorPo porażce Conora McGregora (19-3 MMA, 7-1 UFC) z Nate Diazem (19-10 MMA, 14-8 UFC) na UFC 196 myliłby się ten kto myśli, że to koniec pewnego siebie Irlandczyka. Nic bardziej mylnego. On sam nie zamierza składać broni, nadal czuje się mistrzem kategorii piórkowej i nadal marzy o podboju wagi lekkiej i półśredniej. Na konferencji prasowej mówił o przyczynach porażki.

27-letni zawodnik nie ukrywał, że główną przyczyną był fakt, iż walczył z zawodnikiem wyższej kategorii (77 kg) i jego ciosy nie miały "zwykłej mocy" jaka towarzyszyła mu w wadze do 66 kg, gdzie zdobył pas nokautując w 13 sekund Jose Aldo.

"Wiecie, to gorzka pigułka do przełknięcia. Przepuściłem uderzenie i odpłynąłęm. Czułem, że po prostu nie miałem energii, którą miałem w swojej wadze, w której jestem mistrzem. Zadawałem mu ciosy, ale Nate przyjmował je doskonale, myślę, że to jego waga pozwalała mu na to. Myślę, że potrzebne pewne korekty i nauczenie się tego, że przy cięższych przeciwnikach potrzeba bardziej akcentować uderzenia, to nie tak, że trzeba wkładać pełną siłę, ale prostu ja nie mogłem włożyć całej swojej energii" - powiedział irlandzki zawodnik o tym jak po jego ciosach Diaz miał zakrwawioną twarz, ale stał na własnych nogach.

"Mój szacunek dla Nate'a, że przeżył to, podczas gdy wielu innych padało po takich atakach. Jego rozpiętość ramion był czynnikiem, z powodu którego moja lewa czasem go nie dosięgała. Moje kopnięcia z półobrotu nie trafiały w cel wiele razy, czasami po prostu trafiały w jego rękawice. Myślę, że miał wystarczająco dużo mocy więcej niż moja własna. To była bitwa o energię, którą wygrał. Jest to gra, w której czasem wygrasz a czasem przegrywasz. Ja nigdy nie bałem się podejmować wyzwań, nigdy nie wstydziłem się przegrać, to część tej gry" - skwitował swój występ i filozoficzne podejście do porażki.

"Byłem szczęśliwy, aby tu wyjść i walczyć. Miałem wiele możliwości, aby nic nie robić i po prostu siedzieć i czekać, ale wyszedłem do walki, za co zapłaciłem. Taki jest biznes walk, ale na drugi dzień ja powrócę" - zapowiedział irlandzki wojownik - "Ja po prostu cieszę się, cieszę się, że Nate był w stanie wytrzymać tyle moich ciosów i nadal szedł do przodu. Jego twarz była porozcinana, a ja spanikowałem. Nie miałem energii a on skorzystał z tego. Myślę, że teraz zdaję sobie sprawę, że duży facet może wytrzymać więcej ciosów. Potrafił wytrzymać więcej niż jedno, więcej niż dwa niż trzy uderzenia, to nie wystarczy, aby powalić dużego faceta. Teraz myślę, że mogę wygrać z cięższym facetem z takim nastawieniem. Zrobię to jeszcze raz, ale myślę, że następnym razem, wrócę do wagi piórkowej i będę bronić mistrzostwa" - powiedział McGregor. Tak więc najpewniej walka o pas lekkiej zostanie odsunięta na nieokreśloną przyszłość, a Conor będzie walczyć ponownie w wadze do 145 funtów.

Pytania związane z tym były oczywiste. Dla wielu wrogów i hejterów i niestety zawodników - rywali była to okazja do świętowania, elokwentny Irlandczyk na gorąco odpowiadał: "Nie wiem ... Myślę, że wielu z nich nie obchodzi dzisiaj, że jestem mistrzem wagi piórkowej, wiele osób teraz świętuje zwycięstwo kogoś innego. Nie rozumiem, jak kogoś obchodzi zwycięstwo faceta z innej kategorii. Ale w końcu, jestem mistrzem świata w piórkowej i mam zamiar wrócić i przypomnieć im o tym, co udało mi się osiągnąć i co uczyniłem w tej wadze. Ale, nie zamierzam zapomnieć o mistrzostwie wagi lekkiej i nie zapomnę o wadze półśredniej".

Obiektywnie rzecz biorąc, McGregor mógł się podobać w tej walce. Każdy średnio rozgarnięty obserwator wie czym jest walka w nie swojej kategorii wagowej, odległej od bazowej o całe 11 kg lub choćby tylko 7 kg, jeśli weźmiemy pod uwagę jego występy w lekkiej kategorii, kiedy to pokonywał silnego Ivana Buchingera w 2012 roku. Warto przypomnieć, iż wcześniej rozbił naszą rodzimą gwiazdę czyli Artura Sowińskiego.

Na pewno w trakcie kariery w UFC pozyskał wielu wrogów, więc nie ma wątpliwości, że jego przeciwnicy i krytycy a także zazdrośnicy mają teraz używanie. Czy słusznie? Prawda jest taka, że większość z nich do pięt nie dorasta ani osiągnięciami, ani medialnością Irlandczykowi. Na McGregora wylało się wiadro pomyj, ale trzeba pamiętać, iż Irlandczycy są mu wdzięczni za promocję kraju. Zaś UFC za niebywałe wyniki finansowe, dzięki którym organizacja może płacić coraz lepsze pieniądze za walki na czy korzystają i polscy zawodnicy. O dziwo kilku z nich nie ukrywało radości w różnych publicznych wpisach o klęsce Irlandczyka, ale wypada im życzyć by mieli choć 1/10 sukcesów Conora i 1/1000 zarobków jakie wpływają na jego konto i tym samym do budżetu Zielonej Wyspy. Wtedy może i Polska stanie się Zieloną Wyspą a nie krainą jadem i hejtem płynącą.