Niesamowity przebieg miała długo oczekiwana walka 26-letniego mistrza Glory Taja Sitthichai Sitsongpeenonga (118-30-5, 32 KO) i 30-letniego chińskiego gwiazdora Yi Longa (60-11-1, 22 KO). Odbyła się ona podczas sobotniej gali 4-go listopada Wu Lin Feng Yi Long Challenge Tournament w Kunming w Chinach a zainteresowanie nią przeszło wszelkie oczekiwania.
Pojedynek był finałem turnieju do jakiego dążyli zawodnicy z całego świata, rywalizując od lata br. by móc dostąpić zaszczytu walki z chińskim gwiazdorem, który niegdyś "pokonał" samego Buakawa. Pokonał oczywiście dzięki wydatnej pomocy sędziów. Sittichai z wielu względów to jednak trudniejszy rywal i także mistrz Muay Thai.

Sędziom werdyktu nie chciał pozostawiać w rękach Sittichai i choć z reguły wygrywa przez decyzję, tym razem postanowił zrobić wyjątek. Wyjątek też postanowił zrobić sam Yi Long nazywający się naprawdę Liu Xingjun, który ubrał krótkie spodenki zamiast tradycyjnych żółtych spodni mających symbolizować spuściznę klasztoru Szaolin. Od niego zresztą jest nazywany też "Shaolin Monk".

Początek walki już znamionował emocje czego dowodem była akcja śmiało mogąca pretendować do miana "Akcji Roku 2017", gdzie jedno kopnięcie frontalne wywróciło Sittichai. Yi Long postanowił zaatakować bez zwłoki i biegnąc otrzymał kopnięcie od Sittichai w głowę po którym padł. Dalej było już tylko gorzej, bo Chińczyk nie radził sobie z leworęcznym rywalem, który rozbijał go a ostatecznie posłał na deski w drugiej rundzie kopnięciem na głowę, ku rozpaczy chińskich widzów.