free templates joomla

UFC on FOX 7 Henderson pokonał Melendeza! Wyniki!

Henderson vs MelendezPonad 13,5 tysiąca widzów oglądało galę UFC on FOX 7 "Henderson vs Melendez", która miała miejsce w hali HP Pavilion w San Jose w Kalifornii (USA) w sobotnią noc 20-go kwietnia. W głównej walce wieczoru aktualny mistrz wagi lekkiej Benson Henderson (19-2 MMA, 7-0 UFC) spotkał się z byłym mistrzem rozwiązanej niedawno organizacji Strikeforce Gilbertem Melendezem (21-3 MMA, 0-1 UFC). Po pięciu rundach zaciętego pojedynku kolejny raz Ben Henderson obronił pas i nie bez wątpliwości. Jeden z sędziów dał zwycięstwo byłemu mistrzowi Strikeforce. W tej sytuacji należy oczekiwać rewanżu.

Sama walka była prowadzona w szybkim tempie, do czego zresztą obaj przyzwyczaili publiczność i fanów. Tych ostatnich zdecydowanie więcej miał 31 letni Kalifornijczyk Melendez, nazywany "El Nino". Henderson będący dwa lata młodszym, pochodzi z Arizony i nie jest zbyt lubianą przez fanów postacią a już na pewno nie w Kalifornii. Ben zresztą odwzajemniał przez całą walkę to uczucie prowokująco pokazując by go dopingowała w przerwach między rundami.

Naszym zdaniem obrona pasa była bezdyskusyjna. Melendez wygrał zdecydowanie pierwszą rundę, kiedy miał dwa obalenia. Drugą można by też ewentualnie z wielkim trudem zapisać na jego korzyść, ale kolejne trzy starcia to dominacja mistrza. W trzeciej i czwartej zresztą Melendez był podcinany i efektownie padał na matę. Oberwał też sporo uderzeń łokciem i kolanami. Bodajże pierwszy raz miał do czynienia z szybszym od siebie rywalem. Dodatkowo nie potrafił skrócić pola walki, bezmyślnie przebiegając kilometry za będącym dl niego jak "znikający punkt" Hendersonem. Ben w dwóch ostatnich rundach sam przejął inicjatywę i Melendez był w opałach.

Prawda jest taka, iż obaj nie podejmowali ryzyka, ale to "El Nino" był pretendentem i chciał zdobyć pas. W sumie poza pierwszą rundą nie zrobił za wiele, lub za wiele nie mógł zrobić z takim trudnym defensorem jak "Smooth". Stąd pas pozostał w rękach mistrza i publiczność niestety nie została usatysfakcjonowana. Henderson trzeci raz obronił tytuł po tym jak w lutym 2012 wydarł go Frankie Edgarowi na gali UFC 144.

Wiele obiecywano sobie po walce utytułowanego zapaśnika i zwycięzcy turnieju wagi ciężkiej Strikeforce Daniela Cormiera (12-0 MMA, 1-0 UFC) z byłym mistrzem wagi ciężkiej Frankiem Mirem (16-7 MMA, 14-7 UFC). Niestety ten pojedynek także rozczarował. Obaj walczyli zachowawczo, trzymając walkę w stójce. Tu lepszy a nade wszystko szybszy był Cormier, który imponował niezłym repertuarem kopnięć. Mir raził właśnie brakiem szybkości i dawał się spychać do klatki, co nie dawało mu pola manewru, by wykonać jakąś decydującą akcję. W efekcie wysoka punktacja sędziów dla Cormiera nie może dziwić. Co by nie powiedzieć o jego sukcesach w Strikeforce to jednak gołym okiem widać, że przy lepiej dysponowanych zawodnikach HW będzie mu ciężko nadrabiać braki gabarytowe. Wejście do wagi półciężkiej mogłoby być bardziej skuteczne. Do tego zresztą jest namawiany i kuszony i być może ta walka mu to unaoczni.

W głównej karcie honor gali i zarazem wyróżnieniem za tzw. "Fight of the Night" zakończyła się walka Matta Browna (17-11 MMA, 7-5 UFC) i Kanadyjczyka Jordana Meina (27-9 MMA, 1-1 UFC). Tu także nie obyło się bez porównań UFC vs Strikeforce.

Młody 23 letni Kanadyjczyk z doświadczeniem w Strikeforce był faworytem tego starcia. Kiedy ogląda się z kolei Matta Browna, to trudno nie oprzeć się wrażeniu, że ten facet do oktagonu trafił przypadkiem, wracając z rodzinnych zakupów w supermarkecie. Jego stójka wygląda tak jakby ktoś przed wejściem wytłumaczył mu teoretycznie o co chodzi w uderzeniach i kopnięciach. Do niedawna zresztą miał jeden z najgorszych bilansów w UFC nim nie pojawił się Mark Hunt. Mimo to Dana White i spółka podchodzą z szacunkiem do jego twardości, wytrzymałości i braku respektu wobec teoretycznie lepszych rywali. Te walory plus doświadczenie i męska siła zadecydowały o wygranej w dramatycznej walce. Zresztą Browne nie toczy innych walk jak "dramatyczne". Oglądanie Mata w akcji jest właśnie dramatem.

Tak było i tym razem. Amerykanin porusza się wyjątkowo w nieskoordynowany sposób i czasem mówi się na takich zawodników "anty-bokser". Jak brzmi to w MMA trudno określić, ale wypisz-wymaluj, to obrazuje Matt Browne. Od pierwszej rundy obaj postawili na wymiany ciosów i trafiali obaj, jednak pierwszy na deski poszedł Browne. Matt dostał cios w tułów i zwinął się w kłębek. Doświadczenie i spokój pozwoliło mu przetrwać i sprytnie założyć trójkątne duszenie nogami! Mein stracił dużo sił i był bliski przegranej. Browne nie wykorzystał sytuacji, ale w drugiej odsłonie zaatakował uderzeniami bokserskimi połączonymi z łokciami i kolanami posłał na deski Kanadyjczyka. Potem zaczął dla formalności dobijać, ale sędzia "Big John" McCarthy w porę zapobiegł masakrze. Matt i Jordan dostali za ten bój solidarnie po 50 tysięcy dolarów dodatkowej nagrody.

Bonus za "Nokaut Wieczoru" był tym razem podwójny i dostało go dwóch zawodników. Pierwszym a zasadzie drugim był kolejny były mistrz Strikeforce Josh Thomson (20-5 MMA, 3-1 UFC), który stoczył chyba życiową walkę z walczącym nonszalancko Nate'm Diazem (16-9 MMA, 11-7 UFC). Nate wzorem swego niedoścignionego brata i mistrza prowokacji pokazywał Joshowi, że chce się bić. Już w pierwszej rundzie dwa kopnięcia dotarły do głowy Diaza i wstrząsnęły nim mocno. Nate miał przewagę zasięgu, ale Thompson był szybszy i krążył nieustannie atakując co chwila. Pierwszą rundę kończył obaleniem Diaza co akurat do najtrudniejszych zadań nie należy. Wcześniej zaś atakował go seryjnie uderzeniami łokciem i zdemolował twarz.

Diaz w drugiej rundzie nawet raz obalił Thompsona, ale ten wybronił się z opresji. Decydująca akcja to znów uderzenia łokciami i potężne kopnięcie na głowę, po którym Diaz dostał jeszcze dwa prawe i poszedł na deski. Próbował odpierać ataki, ale był kompletnie porozbijany. Było po walce. Niedawny pretendent potwierdził regułę, że po ataku na szczyt, przychodzi kryzys. To właśnie dotknęło skądinąd świetnego fightera. Już w przerwie między rundami było widać zatroskaną twarz brata Nicka, który chyba chciałby sam wskoczyć i pomóc bratu. Obaj są po nieudanych próbach zdobycia pasa i zapewne obaj będą leczyć "depresję fightera" wspierając się nawzajem.

Drugi bonus otrzymał kubański zapaśnik i zarazem srebrny medalista olimpijski Yoel Romero (5-1 MMA, 1-0 UFC), który w debiucie znokautował Clifforda Starksa (8-2 MMA, 1-2 UFC) na otwarcie gali. Kubańczyk dokonał tego za pomocą tzw. latającego kolana i serii uderzeń w 92 sekundy. Było to mocne otwarcie a jego konto wzbogaciło się o 50 tysięcy dolarów także za "Nokaut Wieczoru". I pomśleć, że Kubańczyk w końcu 2010 roku bił się w Polsce z Michałem Fijałką, którego oczywiście pokonał, ale znacznie ciężej niż w UFC.

Tym razem na gali nie było premiowane "Poddanie Wieczoru", bowiem takowego nie było na tej gali. Ogółem wspomniane 13,5 tysiąca widzów wniosło do kas 1,3 mln dolarów co pokazuje, że bilety w Kalifornii na galę były relatywnie tańsze niż w np. Las Vegas czy Szwecji.

Komplet wyników:


Main event
70 kg: Benson Henderson pokonał Gilbert Melendez przez niejednogłośną decyzję 2-1 (47-48, 48-47, 48-47)

Główna karta
120 kg: Daniel Cormier pokonał Franka Mira przez decyzję 3-0 (30-27, 30-27, 30-27)
70 kg: Josh Thomson pokonał Nate Diaza przez TKO (uderzenia) w 2 rundzie (3:44 min)
77 kg: Matt Brown pokonał Jordana Meina przez TKO (uderzenia) w 2 rundzie (1:00 min)

Walki eliminacyjne
66 kg: Chad Mendes pokonał Darrena Elkinsa przez TKO (uderzenia) w 1 rundzie (1:08 min)
84 kg: Francis Carmont pokonał Lorenza Larkin przez decyzję 3-0 (29-28, 29-28, 29-28)
70 kg: Myles Jury pokonał Ramseya Nijema przez KO (uderzenie) w 1 rundzie (1:02 min)
57 kg: Joseph Benavidez pokonał Darrena Uyenoyamę przez TKO (uderzenia) w 1 rundzie (4:50 min)
70 kg: Jorge Masvidal pokonał Tima Meansa przez decyzję 3-0 (29-28, 29-28, 29-28)
61 kg: T.J. Dillashaw pokonał Hugo Vianę przez TKO (uderzenia) w 1 rundzie (4:22 min)
70 kg: Anthony Njokuani pokonał Rogera Bowlinga przez TKO (uderzenia) w 2 rundzie (2:52 min)
84 kg: Yoel Romero pokonał Clifforda Starksa przez KO (latające kolano) w 1 rundzie (1:32 min)