free templates joomla

Przemysław Saleta nokautuje Andrzeja Gołotę!

Gołota vs SaletaByły kickboxer i zawodowy mistrz Europy w boksie Przemysław Saleta (43-7, 21 KO) pokonał przez techniczny nokaut w szóstej rundzie legendę polskiego boksu Andrzeja Gołotę (41-8-1, 33 KO) podczas walki wieczoru w sobotę 23 lutego na gali Polsat Boxing Night w Gdańsku. Szeroko reklamowany pojedynek, z uwagi na osiągnięcia obu zawodników był jednym z najważniejszych wydarzeń ostatnich miesięcy w polskim boksie zawodowym.

Zaplanowana na 10 rund walka toczona była w sporym tempie jak na możliwości obu 45 letnich rówieśników. Właśnie owo tempo i wiek miały znaczenie dla rozstrzygnięcia pojedynku, który lepiej zniósł Przemysław Saleta. Wyglądało na to, że on jest przygotowany i lepiej odrobił zadanie domowe. Gołota mimo wielkiej chęci pokonania Salety, fizycznie nie był w stanie tego dokonać, aczkolwiek miał kilka udanych akcji i lepiej zaczął ten pojedynek. Ale "mężczyznę poznaje się po tym nie jak zaczyna a jak kończy" - mawiał klasyk gatunku. Mimo to Golota zasłużył na uznanie.

W jego wykonaniu pierwsza, druga i nawet trzecia runda, była bardzo przyzwoita i wydawało się, że kontroluje walkę. Później temperament wziął górę i poszedł na wyniszczające wymiany w półdystansie. Tutaj widać było ewidentnie, że sztywność jaką zawsze posiadał, wzmocniona jest jeszcze nadwagą i brakami treningowymi. Co więcej mogło i miało to mieć fatalne skutki dla niego. Dawny Gołota by sobie z tym może poradził, ale współczesny niestety już nie.

Już wcześniej irytujące było celowe wypluwanie szczęki przez niego kilka razy pod rząd co skończyło się ostrzeżeniem, ale pozwoliło mu przetrwać i zregenerować się przez jakiś czas. By nie wypluwał szczęki, mówił mu nawet trener Gmitruk w przerwie jednej z rund co słyszeli wszyscy i co było objawem słabości. Na szczęście, by przetrwać Gołota nie użył swojej koronnej techniki, którą poczęstował kiedyś Riddicka Bowe. Zachował się sportowo do końca.

Na półdystansowych wymianach lepiej wychodził Saleta, który nękał go podbródkowymi ciosami. Przemek nigdy nie słynął z silnego uderzenia i być może to także pozwalało przetrwać popularnemu "Andrewowi" grad ciosów jaki docierał do jego głowy z niemal każdej strony. W końcówce walki pod naporem uderzeń Głota zaczął się nawet odwracać i oberwał parę uderzeń w ten sposób.

W piątej rundzie rzucił na szalę wszystko co miał do zaoferowania by przebić przeciwnika. Był bliski osiągnięcia celu, ale nie udało mu się to, podobnie jak wiele rzeczy w jego karierze, co pamiętają przede wszystkim kibice. Epicki bój zakończył się szóstej rundzie po lewym sierpie, obaleniu i krańcowym zmęczeniu mieszkającego w USA boksera. Ostatni cios nie był mocny, ale Saleta poparł go skrętowym obaleniem. Andrzej jak ciężki żuk po upadku nie był w stanie podnieść się i chyba nawet nie chciał już wstawać, bo serce i tętno mówiło "stop". Sędzia zatrzymał walkę a szczęśliwy Saleta utonął w ramionach swojego sztabu.

Pokonany Gołota jako pierwszy zabrał głos a przepytujący go Mateusz Borek większość lakonicznych wypowiedzi musiał dokańczać. Dziennikarz Polsatu próbował też wymusić deklarację o zakończeniu kariery przez nestora boksu, ale ten zbywał te pytania i chyba jasne jest, że przegraną walką kariery kończyć nie będzie. Po prostu to jeszcze nie jest ten raz.

Kończyć natomiast karierę zamierza Saleta. Zresztą co tu kończyć jeśli od 2006 roku Saleta stoczył jeden bokserski pojedynek. Z kim? Oczywiście z Andrzejem Gołotą. Pomijając humorystyczne dwie walki z Marcinem Najmanem w MMA i K-1 bardziej będące odpustowymi wydarzeniami niż walkami z prawdziwego zdarzenia, to właśnie teraz Saleta ukoronował swoją bogatą karierę pełną wzlotów, ale także upadków. Ten sukces po prostu mu się należał i zamknie on usta wielu krytykom, twierdzącym, że jest tylko celebrytą.

Wygrana na pewno rozbudzi wśród fanów dyskusję "co by było gdyby". Oczywiście rzecz dotyczy czasu gdy byli w najlepszej swojej formie. Niestety ten pojedynek miał miejsce teraz a reszta to już tylko gdybanie. Pojedynek jest epicki mimo wieku zawodników i ich formy. Jest niemalże przeniesieniem historii z opowiadań Borgesa, gdzie dwaj sławni nożownicy szukali się całe życie, by walczyć na śmierć i życie. Nigdy do tego nie doszło. Pozostały po nich tylko dwa ulubione noże, które podświadomie chwycili inni ludzie, by stoczyć pojedynek. Wygrał niekoniecznie lepszy bokser, ale danym czasie i miejscu to on był gotów i nie zaniedbał niczego. Za wygraną i za sportową klasę w wypowiedziach po walce należy mu się uznanie. Szacunek zaś Saleta wywalczył sobie sam na ringu.