free templates joomla

KSW 21: podsumowanie gali!

KSW 21 plakatW sobotę 1-go grudnia miała miejsce największa polska impreza MMA, czyli gala KSW 21, którą polscy fani obejrzeli na antenie stacji Polsat a kilka tysięcy w hali "Torwar" w Warszawie. W siedmiu pojedynkach, stawką były trzy pasy organizacji i awans do finału turnieju kobiet. Komplet widzów jaki stawił się przy ul. Łazienkowskiej, od strony sportowej i oprawy widowiska nie mógł narzekać na brak emocji, chociaż ewidentnie końcówka roku i już czwarty tegoroczny event Konfrontacji Sztuk Walki nie sprzyjał entuzjazmowi i spontaniczności imprezy.



Widowisko  zaczęło się od starcia dwóch amerykańskich weteranów MMA - Terry Martina (22-11) i Matta Horwicha (28-21). Już pierwsza akcja świetnego niegdyś uderzacza jakim był Martin pokazała po co przyjechał i co to jest "jet lag". Martin poszedł w najmocnieszą stronę rywala niemalże prosząc się o szybkie i w miarę bezbolesne poddanie się świetnemu grapplerowi. Na szczęście resztki ambicji i sił pozwoliły mu przetrwać serię nieudolnych prób Horwicha, aż do niemal końca drugiej rundy, gdzie odwrócił się twarzą do maty, zakrył uszy i czekał na uderzenia, które w nie za mocnej formie zademonstrował najbardziej malowniczy zawodnik tej gali czyli Matt Horwich. Sędzia Piotr Bagiński rozsądnie przerwał pojedynek a nieobity Terry mógł spokojnie udać się po wypłatę gaży, po którą leciał aż 26 godzin z USA, bo na pewno była ona bardziej stresująca niż emocje w tej walce. Jeśli on miał być rezerwistą do walki z Mamedem Khalidovem, to chyba... opatrzność czuwała i nad nim i publicznością, bo "rzeź w dniu Św. Walentego" byłaby niewinną igraszką, w stosunku do tego co mogło się wydarzyć.

To czego nie dostarczyli weterani widzom, dały im jedyne dwie kobiety na tej gali walczące w MMA czyli Paulina Bońkowska (3-2) z Arrachiona Olsztyn i Karolina Kowalkiewicz (2-0) z Gracie Barra Łódź. Stawką drugiej w historii kobiecej konfrontacji był awans do finału, który odbędzie się w 2013 roku. Prolongatę uzyskała po zaciekłej i mogącej zaimponować widzom walce, Łodzianka. Spora w tym zasługa Bońkowskiej, którą już przed walką zjadła trema, co malowało się na jej obliczu i niestety potwierdziło się w ogniu walki. Kowalkiewicz zaimponowała wszechstonnością tak w stójce jak i w parterze. Na dość proste akcje Bońkowskie reagowała ze spokojem a przewagę siły niwelowała sprytem, gdy bywała obalona. Potrafiła też odpowiedzieć lepiej niemal na każdą akcję zawodniczki z Olszyna i nie będąc faworytką, teraz z takiej pozycji wyjdzie do pojedynku z Martą Chojnoską. Sędziowie byli jednomyślni w werdykcie i Kowalkiewicz zasłużenie wygrała walkę.

Po tych dwóch wstępnych pojedynkach, w ringu pojawili się Krzysztof Kułak (25-13) z Adrenalina Fight Club Częstochowa i miejscowy debiutant Piotr Strus (8-1) z Nastula Team. Konfrontacja zapowiadała się niezwykle ciekawie, ale niestety cieniem na widowisku położyła się taktyka. Obaj walczyli zachowawczo starając się uzyskiwać punkty pojedynczymi trafieniami. Były mistrz KSW, Kułak niestety po dwóch latach nieobecności i jednym kontrolnym pojedynku, nie wyczuwał dystansu i wiele z jego kopnięć pruło powietrze, co dobrze skończyć się nie mogło. Nic nie dawały też statyczne próby dość obaleń, bo Strus wytrzymywał próbę sił a na koniec ładnie skontrował kolejną taką akcję. Wyraźnie po pierwszej dość wyrównanej rundzie, weteran zwolnił tempo. Piotr Strus w tym momencie poczuł wiatr w żagle i jego kontrujące akcje trafiały tułów i nogi Kułaka. Druga runda była już po stronie warszawianina, ale nadal walka była nierozstrzygnięta. Niestety w przerwie Krzysztof Kułak zasygnalizował uraz nogi i widać było, że nie ma szans na dalszą walkę. Tak więc Piotr Strus w zawodowym MMA odrobił ostatnią porażkę i dopisał życiowy sukces na legendą polskiego MMA.

W tym momencie gala doszła do połowy i doszło walk o pasy Międzynarodowych Mistrzów KSW.  Międzynarodowe czy nie, ale w pierwszym zmierzyli się dwaj polscy rywale - Artur Sowiński z  (12-7) Silesian Cage Club i Maciej Jewtuszko (10-2). Był to rewanż za 2011 rok i pamiętną galę w Łodzi. Rewanż okazał się udany dla byłego jednokrotnego uczestnika gal WEC i UFC, Macieja Jewtuszko. Mimo, że nie był tak jak i wówczas szybszy, to kontrola pojedynku i uważna obrona szybko zniwelowała ten mankament i z minuty na minutę jasne było, że przejmuje on inicjatywę. Tym razem impet "Kornika" został wyhamowany i w drugiej rundzie, zemsta nazwywanego "Irokezem", szczecinianina stała się faktem. Po kilku przymiarkach zawodnik z Katowic został w końcu zmuszony do poddania się duszeniem. Tak więc pas wagi lekkiej pojechał do Szczecina ku rozczarowaniu ambitnego Sowińskiego.

Do drugiego pojedynku o identyczny pas wagi półśredniej (77 kg) wyszli Aslambek Saidov (13-3) z Arrachionu Olsztyn i Borys Mańkowski (13-5) z Ankosu Zapasy Poznań. Ta konfrontacja była wielką niewiadomą, ale w ringu okazało się świetnie zapowiadający się pojedynek, będzie miał podobne zakończenie jak walka Kułaka ze Strusem. Do tego momentu wyższość mieszkającego w Olsztynie górala z Kaukazu była bezdyskusyjna i paraliżował on w zarodku akcje dynamicznego zapaśnika z Poznania. W drugiej rundzie po nieudanej akcji Mańkowski znalazł się on w parterze i przerwał walkę, krzycząc z bólu. Okazało się, że kontuzja nogi, która nie wytrzymała obciążenia jest równożnaczna ze stratą szansy na pas i ten o historycznym znaczeniu dla KSW dostał się w ręcze czeczeńskiego wojownika. Mańkowskiemu pozostaje leczenie i analiza błędów taktycznych z niecałych dwóch rund tej życiowej dla niego szansy.

Trzeciego pasa bronił szczecinianin Michał Materla (18-3), który nie był zachwycony od początku nazwiskiem rywala, który przegrał wcześniej z Mamedem Khalidovem czyli Amerykaninem Rodneyem Wallace (14-6). Jak powiedział tuż po pojedynku, niewiele brakowało by z powodu infekcji wycofał się z niego na tydzień przed galą. Dzięki sztabowi pomocnych ludzi, udało się mu stawić w jako takim stanie do walki i wiadomo było przynajmniej jemu, że musi szukać szybkiego rozwiązania. Zajęło mu to dokładnie 21 sekund, w których trafił krępego Wallace pierwszym ciosem a potem dobił kolejnymi pięcioma w parterze nim sędzia przerwał walkę. Cios był tak szybki i dość specyficznie wszedł, że natychmiast pojawiły się teorie spiskowe. Materla chyba sam długo nie mógł otrząsnąć się z szybkiego zwycięstwa, bo dał upust emocjom w wypowiedzi po walce i trzeba to czasem zrozumieć, ale zawodnicy muszą też pamiętać, że na tak szerokim forum reprezentują dyscyplinę, środowisko a nie tylko i wyłącznie siebie. Na sportowym polu popularnemu "Cipkowi" lub na siłę lansowanemu nowemu przydomkowi "Magicowi", nic zarzucić się nie da i był to najefektowniejszy występ tego wieczora w hali "Torwar" i kto wie czy nie był on faktycznie "magiczny", bo Materla zapowiedział, że nadal mierzy w UFC i być może zniknie za oceanem po takim wyczynie.

Występ Mameda Khalidova (26-4-2) był największym magnesem dla fanów MMA w Polsce i ściągnięty w ostatniej chwili do walki z nim, Amerykanin Kendall Grove (17-11), miał być tylko tłem dla polskiej gwiazdy. Nietypowo wyglądający dwumetrowy fighter z Hawajów, który w 2011 roku po dwóch porażkach z rzędu i kontrowersyjnym zwycięstwie nad Goranem Reljicem został zwolniony z UFC okazał się niełatwym orzechem do zgryzienia. Przynajmniej w pierwszej rundzie pochodzący z Czeczenii fighter robił wrażenie zaskoczonego żelazną obroną rywala i nie mógł wstrzelić się żadną techniką. I tak kopnięciami jak i obszernymi zamachowymi cepami, które cięły powietrze. Khalidov chciał szybko skończyć walkę, bo presja jaka ciąży na nim jest ogromna a to nie pomagało. Dopiero szybkie niskie kopnięcia zaczęły robić swoje w pierwszej rundzie a przynajmniej dały wrażenie zdobytych punktów. W drugiej rundzie próby obaleń Grovea po przechwytach spełzały na niczym i poczynał on sobie coraż śmielej w stójce.

W tym momencie Mamed postanowił jeszcze raz skutecznie zaskoczyć obaleniem i udało się to w połowie rundy. Potem wypadki potoczyły się szybko, bo mimo obrony grapplera z Hawajów w parterze, Khalidov zaskoczył go przechwyceniem nogi i ryzykownym manewrem z dźwignią na achillesa. Po krótkiej obronie Amerykanin skapitulował i nie szukał wymówek związanych z przegraną. Wyraził szacunek dla umiejętności Mameda i zapowiedział, że chciałby tu wrócić. Khalidov zaś nie krył zadowolenia z ciężko okupionego zwycięstwa.

Po walce i konferencji pojechał do szpitala, skąd wrócił do hotelu. Wcześniej zdołał jednak powiedzieć, iż jest zadowolony z pozostania w KSW i nigdzie się nie wybiera, bo: "kocha Polskę a w UFC nie chcą go docenić odpowiednio". Oliwy do ognia dodawał także prowadzący wywiad po walce Mateusz Borek, który stwierdzał, że "on też dostał propozycję z NBC, ale ją odrzucił bo w Polsacie lepiej płacą". Nawet siedzący w pierwszym rzędzie przez całą galę z kamienną twarzą właściciel Polsatu, Zygmunt Solorz musiał się uśmiechnąć na te słowa. A mówiąc poważnie czas pokaże czy to może to tylko zasłona dymna na przyszłe rozmowy czy już nieodwołalna decyzja w przypadku "zjawiskowego i niepowtarzalnego Mameda Khalidova"? Na razie na trybunach siedział z nieobecnym spojrzeniem Malvin Manhoef, oczekujący walki z Czeczenem i jako żywo (gdyby nie kolor skóry) przypominał... Jerome Le Bannera oczekującego Marcina Różalskiego kilka miesięcy wstecz. Właściciele KSW nadal zapatrzeni są w kierunku USA i tam pewnie będą też szukać rywala o ile Holender zrezygnuje. Dla niego KSW nie jest życiową szansą tak jak nie była dla JLB. Na razie Mamed z Melvinem mają kontzuje więc temat jest nieaktualny.

Właściciele KSW od jakiegoś czasu hołdują zasadzie przy doborze rywali dla Polaków, że   "wszystko co amerykańskie musi być dobre". Przy tej gali w  dwóch przypadkach na cztery okazało się "może i dobre było, ale mocno przeterminowane". Przydałoby się tu świeższe europejskie spojrzenie, ale to czas pokaże jaki będzie kierunek rozwoju KSW. Warszawska edycja była mocno zorientowana na celebrycką widownię, co mocno razi ortodoksyjnych fanów. Samo MMA było tłem dla doszukiwań dużych mediów czy na trybunach siedziała "pudelkowa szansonistka miesiąca" czy to jej sobowtór? Szkoda, bo kilka walk tej gali wartych było uwagi i warto by to one zajmowały główne szpalty tzw. mediów pozabranżowych.

Komplet wyników:

84 kg: Matt Horwich pokonał Terry Martina przez TKO (zatrzymanie sędziego) w 2 rundzie (4:08 min)
55 kg: Karolina Kowalkiewicz pokonała Paulinę Bońkowską przez decyzję 3-0
84 kg: Piotr Strus pokonuje Krzysztofa Kułaka przez TKO (kontzuja) po zakończeniu 2 rundy (5:00 min)
70 kg: Maciej Jewtuszko pokonał Artura Sowińskiego przez poddanie (duszenie d'arce) w 2 rundzie (4:01 min)
77 kg: Aslambek Saidov pokonał Borysa Mańkowskiego przez TKO (kontuzja) w 2 rundzie (2:08 min)
84 kg: Michał Materla pokonał Rodneya Wallace przez TKO w 1 rundzie (0:21 min)
85 kg: Mamed Khalidov pokonał Kendalla Grove przez poddanie (dźwignia na nogę) w 2 rundzie (3:36 min)